niedziela, 31 maja 2015

Obiad z niczego. Teoretycznie



Nie uważacie, że gotujący facet to nadal egzotyka? Taki na przykład Karol O. lub Robert M. serwujący nam na ekranach TV wymyślne dania w malowniczych okolicznościach przyrody. Czegóż to oni już nie wyczarowali wykorzystując oddziaływanie bodźców wzrokowych? Nieco bliżej ziemi, bo w kuchni, gotuje Ewa W., ale gdy widzę te nieprzebrane ilości zmyślnych słoiczków, miarek i przyborów, do tego niekończącą się listę składników wymagających często  a/ skombinowania ich w ramach ekstra zakupów, b/ spreparowania tychże (obróbka, przyprawy, czas na odstawienie do lodówki na "minimum 30 minut" - szybko otrząsam się ze stanu hipnozy i wracam do swojskiej rzeczywistości.
      Czyż nie jest to jawna, dziejowa niesprawiedliwość (przecież gotują zwykle kobiety!), że przygotowanie obiadu zajmuje 10-20 razy więcej czasu niż jego spożycie??? Ja rozumiem, że obiad można pichcić przez trzy godziny, ale tylko w sytuacji, gdy w ciągu następnych trzech dni odbiję sobie ten czas nie gotując wcale, w sensie, że będzie to potrawa, którą (z apetytem) zdzierżę nie użalając się, że już mi się znudziła, bo wrażliwa jestem akurat na jednostajność menu.
Co w związku z tym robię ja?
Z własnego, wieloletniego doświadczenia wyniosłam m.in. to, że obiad najbardziej smakuje, gdy jest się głodnym. Jeszcze lepiej gdy jest urozmaicony, ma wyrazisty smak i apetyczny wygląd. Poza tym, z uwagi na moją awersję do tłuczenia garami, a następnie sprzątania tego całego bajzlu (dobrze, gdy uda się W TRAKCIE, niestety, najczęściej większość wymaga sprzątnięcia PO, czyli wtedy, gdy najprzyjemniej byłoby klapnąć gdzieś na sjestę), które moim zdaniem, jest zwykłym mitrężeniem czasu - najczęściej ograniczam ów proces do minimum.
Czyli ile? Maks 40-45 minut. W przypadku dania z ziemniakami to zupełnie wystarczy, a w przypadku makaronu - jakieś 20-25 minut, czyli mniej więcej tyle, ile czasu potrzeba na ugotowanie wyżej wspomnianych składników bazowych.
Najbardziej błyskotliwe pomysły przychodzą mi zwykle pod presją czasu oraz gdy jestem pod lekkim wpływem greliny, hormonu głodu, o którym pisałam TUTAJ.
Dziś (nie odkrywając Ameryki) przedstawiam kilka pomysłów ugotowania smacznego obiadu rozpisanego na garnek (do ziemniaków lub makaronu), patelnię oraz deseczkę do krojenia plus nóż i obieraczkę oraz drewnianą łopatkę do mieszania, zgodnie z moją maksymą: obiad szybko zjedzony musi być migiem przygotowany, ze sprzątaniem włącznie. W końcu jemy żeby żyć, a nie żyjemy, by gotować i sprzątać. Tyle jest ciekawszych rzeczy do zrobienia. Tak mniej więcej to widzę :-)


By zrobić obiad naprędce, przede wszystkim trzeba mieć z czego. Warto więc mieć jakiś zapas makaronu, ryżu czy kaszy, tudzież ziemniaki - to składniki bazowe. Do tego jakąś puszkę fasoli (białej, czerwonej), puszkę pomidorów lub przecier pomidorowy, ulubione przyprawy (i zielenina). Z zamrażalnika przyda się porcjowane (wcześniej!) mięso - schab, piersi kurczaka, boczek świeży, kiełbasa nadająca się do smażenia, mięso mielone, ewentualnie cienkie parówki.
Oprócz tego korzystam z wcześniej pokrojonej w kosteczkę, mrożonej papryki, którą przechowuję w niewielkim plastikowym i szczelnym pojemniku. Oczywiście, najlepiej mieć pod ręką świeże produkty, ale z autopsji wiem, że nie zawsze się to udaje - świeże warzywa kupione na zapas zdążą zwiędnąć, albo akurat nie mam ich na stanie. Od czasu do czasu kupuję więc pieczarki, paprykę czerwoną i zieloną - część zużywam na bieżąco, a nadmiar mrożę. Później - jak znalazł! Takie małe zapasy przydają się nadzwyczajnie w sytuacji podbramkowej (w głowie pustka, a do tego presja czasu, bo grelina atakuje). W lodówce stale przechowuję kilka cebul oraz żółty ser. Czosnek także mam pod ręką.
      I co to za składniki? - powiesz. Już mówię. Są to składniki obiadu, które lubię i lubią je moi domownicy. Twoja pula składników może wyglądać nieco inaczej, to bez znaczenia, bowiem uważam, że z warzyw i mięs oraz przypraw, które lubisz, spokojnie wyczarujesz pyszny posiłek, nie zaglądając nawet do żadnego przepisu. Było to hasło motywujące skierowane do osób, które twierdzą, że nie potrafią dobrze gotować :-)


Kolejność krojenia i smażenia przedstawię za moment. Najpierw przypominam o wstawieniu wody na makaron lub ziemniaki - makaron wrzucam do wrzątku, a obrane (w międzyczasie) ziemniaki zalewam wrzątkiem. Wodę solę i dodaję odrobinę oleju (także w przypadku ziemniaków).
Czyli garnek jest już wykorzystany, teraz czas na deseczkę do krojenia, nóż i obieraczkę (cukinia, marchew, ziemniaki - wg potrzeb) i patelnię.
Najpierw nalewam około jednej łyżki oleju, oraz nakładam tłuszcz (masło klarowane lub margaryna nadająca się do smażenia, a nie tylko do pieczenia(!) lub Rama).
Zaczynam wyjęcia potrzebnych składników (np. pieczarki, papryka, kawałek boczku czy kiełbasa), które akurat są zamrożone. Następnie obieram i krojenia cebulę, potem mięso czy kiełbasę i zaczynam smażyć na niezbyt dużym ogniu.
Na archiwalnym zdjęciu powyżej można dopatrzyć się cebuli, papryki czerwonej i zielonej, pomidorów - widocznie zaszła opcja bezmięsna (piątkowa?). Cukinię oraz pomidory dodaję w drugim etapie smażenia, czyli po ok. 4-5 minutach. Po chwili smażenia wszystkiego razem (w trakcie można dodać przyprawy, ale ja zwykle robię to pod koniec), przykrywam patelnię pokrywką, żeby wszystko się poddusiło. W tym czasie rozprowadzam niewielką ilość (ok. pół łyżeczki) mąki ziemniaczanej w ok. 100 ml wody i gdy wszystko jest już prawie gotowe, wlewam na patelnię. Dzięki temu zabiegowi uzyskuję nieco szklistą, ale niemączystą masę, która zgrabnie wiąże składniki znajdujące się na patelni. Zanim woda z mąką się przegotuje, mieszając od czasu do czasu, mam chwilkę na dodanie zieleniny (świeżej, mrożonej lub suszonej) oraz przypraw i solę (z umiarem).
Gdyby nie było pomidorów, a chciałabym mieć ich smak, w czasie duszenia rozrobiłabym ze dwie czubate łyżeczki przecieru z wodą, by łatwiej się rozprowadził i dodałabym go po wlaniu roztworu wody z mąką ziemniaczaną żeby ocalić te resztki witamin, które w im zostały :-).

Na koniec kilka przykładów dla rozbudzenia wyobraźni:

Makaron z zieloną fasolką i bułką tartą. Można dodać smażony boczek czy kawałki piersi kurczaka, zwłaszcza gdy jakieś mięso zostało do wczoraj

Makaron z fasolką, papryką i kiełbasą okraszony tartym żółtym serem (roztopi się w mikrofalówce)

Ziemniaki z kawałkami piersi kurczaka lub schabu usmażonymi z przyprawą Gyros. Przyda się surówka

Makaron z kawałkami kurczaka, cebulą, marchewką (startą na dużych oczkach) i grzybami mun. Z pewnością dodałam przyprawy chińskie

Pieczarki (wcześniej blanszowane - o niebo smaczniejsze) lekko podsmażone z cebulką i podduszone pod przykrywką. po kilku minutach dodałam wodę z mąką, zalałam całość i mieszając gotowałam przez 3 minuty. Na koniec dodałam dużo pietruszki i doprawiłam solą i pieprzem plus maggi.

Tu nieco podobnie przyrządzone pieczarki, ale bardziej w formie sosu. Do tego ziemniaki i ugotowana w nieco krótszym czasie fasolka ugotowana z dodatkiem soli i cukru

Ziemniaki, które zostały z poprzedniego dnia (często celowo gotuję ich więcej) okraszone smażoną kiełbasą pokrojoną w słupki, zieloną fasolką (mrożonka spokojnie "dojdzie" na patelni razem ze wszystkimi składnikami [trzeba parę minut podusić pod przykryciem]) oraz cukinią


Proszę wybaczyć jakość zdjęć, gdyż powstały w warunkach trudnych i niesprzyjających fotografowaniu (obiad mi stygł!). Gotuję żeby zjeść, jem by mieć siłę fotografować.
Kwiatki na łące na przykład.
Możecie być pewni, że każde danie zniknęło z talerza w przeciągu góra pięciu minut.

W razie niejasności proszę o pytania w komentarzach, gdyż w skutek wałkowania niniejszego tematu, tymczasem zrobiłam się strasznie głodna.
Coś w tym jest - człowiek je oczami. Nie dziwota, że telewizyjne programy kulinarne cieszą się wielkim powodzeniem. Ale żeby zaraz tłuc garami przez cały dzień? To nie dla mnie.




12 komentarzy:

  1. też lubię takie szybkie, kolorowe potrawy. Nie jestem zbyt finezyjna w kuchni. Zdarza mi się zaszaleć kulinarnie, ale niestety zazwyczaj kończy się to porażką w postaci mięsa na chrupko, jakiegoś gluta, zakalca itp., więc zaraz wracam do sprawdzonej prostoty :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mięso z piersi kurczaka usmaży się bardzo szybko. Jeśli schab lub mięso z szynki pokroisz w kostkę to też szybko będą miękkie. Przykrycie patelni pokrywką na ostatnie kilka minut (duszenie) daje znakomite rezultaty - wszystko się ugotuje, a nie wysuszy. Pozdrawiam

      Usuń
  2. Aniko, jakaś taka inna jesteś tutaj:) Bardziej swobodna, to na pewno, ale jeszcze.. sam nie wiem. Uśmiechnięta? Zdecydowana? Dość, że z przyjemnością i z uśmiechem przeczytałem ten post.
    Jestem miłośnikiem warzywnych dań i wrogiem wszelkich makaronów, więc na zdjęcia patrzyłem rozmaicie:) Od jesieni do wiosny jestem kucharzem – sam dla siebie. Trochę kuchennych tajników znam. Mój sposób na oszczędność czasu traconego w kuchni jest inny: gotuję duży gar i na kilka dni mam „z głowy”.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, tak, też taka jestem. Kiedy muszę stąpać po ziemi to szybko i konkretnie, by mieć więcej czasu na focenia i zaChwyty, albo bardziej naukowo - na rozpracowywanie ważek.
      Twoja sytuacja kulinarna jest zupełnie inna z tytułu bycia w drodze, więc zrozumiałe, że wypracowałeś sobie własny "styl". Ja z kolei nie lubię jeść tego samego przez kilka dni z rzędu. A co z przechowywaniem takich obiadów przez tak długi czas - nie psują się? Masz dostęp do lodówki? Jeśli nawet, to po kilku dniach stają się bezwartościowe pod względem odżywczym.

      Usuń
    2. W sezonie, czyli od wiosny do jesieni, firma zapewnia nam wyżywienie, działa służbowa kuchnia. Sam gotuję w zimie, gdy pracuję w bazie firmy. Oczywiście lodówkę mam. W czasie ostatniego, przedwyjazdowego, gotowania upitrasiłem zupę jarzynową, na gorąco zawekowałem ją w słoikach, a te trzymałem w zimnym miejscu. Zupy nie zabielałem śmietaną, żeby była trwalsza. W bazie pracuję krócej, 10 godzin, pracę kończę o 17, ale to już za późno na codzienne gotowanie; a może tylko tłumaczę się ze swojego lenistwa. Wiesz, Aniko, facet woli jeść to samo przez kilka dni, niż gotować. Uważam, że i tak wyróżniam się in plus:), bo widuję takich, którzy jedzą konserwy.
      Zwróciłem uwagę na Twoje przygotowania, na „pakiety startowe” w lodówce; taki zwyczaj jest charakterystyczny chyba tylko dla kucharza-kobiety, bo kucharz-Krzysiek nie pomyśli o wcześniejszych przygotowaniach.
      A wartości odżywcze? Szczerze mówiąc, nic o tym nie wiem. Nawykłem tylko do oszczędzania kalorii, chcąc zachować szczupłą sylwetkę. Gdzieś czytałem bardzo zawiłe przykazania co z czym, jak i dlaczego powinniśmy jeść, ale serca nie mam do tych reguł.

      Usuń
  3. Dzięki za przepis.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestes Supper Kobieto ! ; )Ja Lubie gotowac od zawsze tj.odkad "odkrylam", ze istnieja garnki.Milam rozne moje cale zbiory dla lalek i misiow,a pierwsza moja zupa( kapusniak) powstala gdy mialam 8 lat.Kiedy przypominam sobie, ze rozpalalam kuchnie weglowa w towarzystwie 5-letniego brata,ktory uparcie mnie przekonywal, ze to jest "meska robota" to ......UF! Ciezka lokomotywa i pot z niej splywal .Zupa i owszem zostala ugotowana Nie bardzo wiedzialam jak ja zaprawic wiec poszlam do sasiadki po rade, a ta dorosla dziewczyna (19 lat )nie wiedziala wiec moj kapusniak byl z makowymi kutyfalami i z aromatem podpalonej maki.Szczerze mowiac smakowal okropnie.Kiedy tata wrocil z pracy (Mama pojechala w jakiejs waznej sprawie do siostry) i zobaczyl na kuchni gar kapuchy .Z pokoju wybiegly dwa kucharze i kazden od siebie i jednoczesnie razem "tatus jest kapusniak" !!!! bedziesz jadl? Tata spracowany,umeczony i ma sie rozumiec glodny zadowolony odrzekl" pewnie,ze bede" i "a gdzie mama?" "Mama jeszcze nie wrocila to my ugotowalismy kapusniak,zebys mial obiad.Tata popatrzyl na nas i na talerz z kapusniakiem na stole i.... lyzka do buzi i spojrzenie na nas i tak do dna talerza.Czekalismy ,ze pochwali ze dobry. Owszem pochwalil, ze dobry kapusniak,ale mnie i bratu dostal sie dobry wyklad, ze nigdy wiecej nie wolno nam tego robic ,bo......Tak naprawde to Aniol Stroz czuwal nad nami.Mamy rodzinny talent do garkowania ,Brat garkuje superowo, i tu musze przyznac on pierwszy zaczal urzywac szybkowara i dla mnie zprezentowal jeden a ja za niedlugo kupilam drugi (troche mniejszy) i Ah !!! jak mi sie gotuje i ilez wiecej mam czasu, i rachunki za prad mniejsze,i zadowolonych konsumentow czyli najczesciej domownikow.ANIKO!Twoje przepisy ,porady, zdjecia sa bardzo przydatne,inspirujace a forma i styl pisania taki swojski -ja po prostu "zjadam" ze smakiem Twoje pisanie.;) Nie zaprzestawaj swoich talentow dzielic z" glodomorami" i niech Inspirujaca codziennosc gosci na "compie " (jak to mlodzi teraz mowia) z coraz to nowym daniem:)))) P.S. ANIKO ! To jest moj pierwszy komentarz .Wiem tasiemcowy (akurat popadlo na Ciebie,przeprzszam, ale jakos tak serduszko mi powiedzialo, no i tak To pierwszy moj komentarz otrzymuje Inspirujaca Codziennosc ANIKA- TA DA!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow, jestem pod wrażeniem Twego entuzjazmu - bardzo dziękuję :-). Wkrótce się odezwę. Pozdrawiam serdecznie i życzę wielu sukcesów kulinarnych

      Usuń
  5. Fajne, szybkie przepisy, na pewno z któregoś skorzystam. W mojej kuchni póki co również takie królują. Uwielbiam spontanicznie łączyć składniki, które mam akurat lodówce i czekać na efekt. W tym tygodniu gościła cukinia pod kilkoma postaciami :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Haha czytając ten wpis pomyślałam o studentach, którzy w 80% potrafią zdziałać takie cuda z niczego :D
    Sama wiem, bo to od 3 lat praktykuje i o dziwo takie obiadki "z niczego", pięknie podane smakują najlepiej (oczywiście poza obiadkami w domu u babci ) :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Najbardziej lubię takie obiady! :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Pychotka:) i przy okazji moja specjalność, często robię takie prędziutkie obiadki i kolacje :)

    OdpowiedzUsuń